Dzień 12: Dojście do osady Gokyo
Odcinek 12
Pobudka była o 4:30. Dobra parzona kawa z naszych zapasów i lekkie śniadanie. Nikomu nie chciało się za bardzo jeść. Tak to jest na tej wysokości. Z Dzongli wyszliśmy o 5:15. Wpierw szliśmy doliną z czołówkami by oświetlić drogę. Po niedługim czasie mogliśmy zrezygnować z czołówek i już przy porannym słońcu dojście do części pokrytej lodem i śniegiem zajęło nam 3,5 h. Później założyliśmy raki i doszliśmy do samej przełęczy Chola Pass na wysokości 5369 m n.p.m w 30 minut. Cudownie było dojść do szczytu przełęczy. Przejście jest wąskie i ostatni odcinek jest zabezpieczony metalową poręczą wykonaną z grubego drutu.
Na przełęczy szczęście ????Zrobiliśmy trochę zdjęć i szykowaliśmy się do żmudnego zejścia. Zejście z przełęczy stroną do Dragnang (Thangnang). Teraz to zejście jest zabezpieczone na całej stromej części również metalowym grubym drutem. Dla tych co mają problem z kolanami to zabezpieczenie jest bardzo pomocne, gdyż można się opuszczać tyłem na stromych skalnych stopniach. Po zejściu z tej najbardziej wymagającej części doszliśmy do strumienia czarnych skał osypujących się z pobliskich kruchych skał. Tam już prawie na samym dole zjedliśmy po czapati z omletem, trochę czekolady i napiliśmy się gorącej herbaty z termosów. I zaczęło się żmudne zejście do Dragnang z krótkimi podejściami, które wydawały się nie kończyć.
Po herbacie w Dragnang czekała nas droga przez najdłuższy lodowiec Ngozumpa.
Musieliśmy przejść go w poprzek chcąc dojść do osady Gokyo. Cho Oyu świeciło jak diament w głębi doliny, a my mijalismy te szare żwirowisko pełne kamieni małych i dużych, pełne jezior lodowowcowych, które rozwietlały tę okolicę żywcem z piekła prawie.
Do Gokyo doszliśmy o około 16:00.
To był długi i pełen wrażeń dzień. Doszliśmy zmęczeni ale szczęśliwi ????